Jasia Szalimow
Jasia Szalimow- po przejściu na emeryturę zaczęła uczyć się rysunku. Dziś ma wiele wystaw w kraju.
Od kiedy jest Pani na emeryturze i jak to się z tą pasją zaczęło?
Poszłam na emeryturę już osiemnaście lat temu, z zamiarem realizowania swoich pasji, ponieważ od dawna chciałam malować, ale jak pracowałam, to były dzieci, dom, praca i nie było czasu.
Malowanie jest formą przyjemności, chociaż czasami się denerwuję jak mi coś nie wychodzi. Zawsze chciałam malować. Jeszcze jak byłam w liceum to nawet na przerwach malowałam, ale wtedy nie było takiego sprzętu jak teraz jest ani dostępu do dobrego pędzla, farb. Jak przeszłam na emeryturę to dzieci miałam już odchowane, zmieniliśmy też miejsce zamieszkania i mieszkaliśmy już z mężem wówczas sami, więc też czasu wolnego było zdecydowanie więcej.
Któregoś razu pojechałam do Szczecina, był wtedy na Placu Orła Białego tylko jeden artystyczny sklep i tam zapytałam Panią, czy zna kogoś kto by mi w tym pomógł. Pani poleciła mi Pana Janusza, później okazało się, że nawet pracowaliśmy razem. On prowadził koło malarskie, na którym malują ludzie z całej Polski i zagranicy.
Bardzo chciałam także wyjechać na plener i jak otrzymałam zaproszenie to pojechałam. Jednak na plenerze ludzie, których poznałam, to byli artyści, ludzie z wykształceniem artystycznym. Na początku jabłka nie umiałam namalować, ale tak bardzo chciałam i miałam tak dobrych ludzi wokół siebie, którzy mi pomagali. Dzięki temu rozwinęłam swoją pasję i do dziś jeżdżę na plenery w różne części Polski, gdzie spotykam też przede wszystkim ludzi starszych, ale są też młodsi, jeszcze aktywni zawodowo.
A nie miała Pani w tym liceum myśli, żeby zawodowo iść w stronę malarstwa?
Nie, nigdy nie miałam. Nie było to też wtedy takie środowisko, wszystko jakoś było bardziej technicznie. Nie było też kiedyś takich zajęć popołudniowych jak teraz ani internetu, a tam obecnie można znaleźć wszystko, dowiedzieć się o różnych technikach malowania. Zresztą, tak jak mówiłam, szukałam jakiegoś nauczyciela, żeby mnie poprowadził, ale niestety się nie udało i tylko dzięki tym różnym spotkaniom i plenerom nauczyłam się trochę.
Jest takie powiedzenie, że z malarstwa się nie wyżyje. Kto jest sławny, kto pięknie maluje, to wówczas może sprzedawać swoje obrazy za duże pieniądze. Poznałam dziewczynę, która pięknie maluje, jej obrazy są drogie i dostępne także za granicą. Ja maluję dla siebie, mam ich dużo w domu, czasami też komuś je ofiaruję. Na początku robiłam też maski i np. na jednym plenerze wszyscy mi się wpisali i mam taką piękną pamiątkę. Kilka też wisi w domu, przed domem.
Czy to podczas plenerów Pani uczyła się malować, czy też dokształcała się Pani jakoś inaczej?
Na każdy plener trzeba przygotować obrazy do oddania (tu mam właśnie przygotowane do Wrocławia obrazy- ten sam obrazek tylko w innych technikach). Chodziłam też na osiedlu Słonecznym do Pana Stanisława, on tam prowadził zajęcia z malarstwa w Domu Kultury. Wspaniały klub, dziewczyny i też wszystkie już na emeryturze. Wcześniej chodziłam też na Uniwersytet III wieku w Szczecinie.
Ale Pani mimo wszystko szuka różnych form szkolenia swoich umiejętności?
Tak ciągle szukam, bo brakuje mi takiej osoby, która by mnie tak poprowadziła całościowo. Nie mam też swojej tematyki i techniki, a u niektórych osób można po obrazie poznać kto jest jego autorem. Generalnie nie mam jeszcze takiego dominującego tematu w moich pracach.
Pokazuje mi Pani różne swoje praca i mi się wydaje, że Pani to jednak dużo technik już poznała.
Należę także do Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Twórców i Animatorów Kultury Silesia TAK ART, które znajduje się w Tychach, gdzie podczas pandemii Krzysiu Szala z tego stowarzyszenia organizował konkursy na malowanie różnych rzeczy różnymi technikami. Udało mi się nawet za jedne z obrazów otrzymać pierwszą nagrodę. Często maluję także wnuki, męża.
Słyszałam, że miała też Pani już swoje wystawy?
Tak, miałam dwie swoje wystawy. Jedną 10 lat temu i jedną teraz. Stowarzyszenie Silesia robi swoje wystawy i moje obrazy były także tam wystawiane. Zorganizowano mi także wystawę w naszej bibliotece w Kliniskach. Przyjechało bardzo dużo ludzi i znajomych.
A czy te obraz pokazywane na wystawie można kupić?
Tak, jeżeli ktoś chce coś kupić, to sprzedaję je po kosztach, ponieważ wolę aby wisiały u kogoś, niż stały u mnie w kącie.
Co Pani robi jeszcze poza malowaniem ?
Należę do innych kół, które nie są już związane z malarstwem, dzięki którym poznaję nowe rzeczy ale też wspaniałych ludzi. Na przykład zapisałam się do Stowarzyszenia złota jesień w Kliniskach. Wspaniałe panie i panowie. Nie wiedziałam, że tacy ludzie mogą się spotykać. Widujemy się raz w miesiącu i każde spotkanie to stoły zastawione obficie jedzeniem, przygotowywanym przez te osoby. W tym Stowarzyszeniu są także podgrupy, które się spotykają częściej. Należałam także do jednej, w ramach której malowaliśmy ikony techniką pisania.
Udzielam się w Stowarzyszeniu emerytów i rencistów w Szczecinie i kończę tam kadencję. Byłam tam przez dwie kadencję sekretarzem.
Duże też podróżuję i te podróże są inne niż kiedyś, inaczej patrzę też na różne rzeczy np. patrzę na wodę i to jest dla mnie piękne.
A czy podczas podróży maluje Pani to co widzi ?
Zdarzało się tak, ale też robię zdjęcia i później na podstawie nich i tego co widziałam próbuję to namalować.
Obserwując takich aktywnych emerytów jak Pani to zastanawiam się, dlaczego inni wolą przysłowiowego pilota i telewizor, a inni chodzą na różne zajęcia, są aktywni itp. ?
Najważniejszy jest kontakt z ludźmi. Byłam w Kliniskach w bibliotece na spotkaniu z Panią psycholog, która zapytała się nas wszystkich dlaczego tam przychodzimy? I ok 90% osób odpowiedziało, że czuje się samotnym w domu i chce kontaktu z innymi ludźmi. Ale na spotkania przychodzą prawie same Panie, Panów jest bardzo mało.
Tworzy się między tymi ludźmi taka mała społeczność, wszyscy są życzliwi, pomocni. Na przykład brakowało mi kiedyś potasu i pewna znajoma aptekarka powiedziała mi, że mam nie kupować tabletek tylko pić sok z pomidorów i kilka znajomych stamtąd mi go przyniosło. Albo akcja z prezentami na Mikołaja- każdy chciałby na Mikołaja dostać jakiś prezent, prawda? Ale nie każda z nas ma już takie pieniądze, żeby kupować prezenty, dlatego zrobiłyśmy je sobie wzajemnie z tego co każda ma w domu. Cudowne były paczuszki, ja dostałam na przykład śledziki własnej roboty, jakieś grzybki. Ja wylosowanej osobie dałam maskę zrobioną przez siebie.
Zapisałam się też na tańce z koleżankami. Jak tańczę to się śmieję, że tak wiekowa kobieta robi takie wygibusy.
Jednak ten czynnik ludzki to jest właśnie to, co powoduje, że ludzie chcą wychodzić z domu?
Tak, właśnie ten czynnik ludzki. Ale znam osoby, które siedzą w domu i nie wierzę, że jest im tak dobrze. W Kliniskach jest nas około 50 osób, porobiły się takie grupki i spotykamy się w nich na przykład na kawę- niby na godzinkę się umawiamy, a siedzimy na przykład trzy godziny.
Ja mam też ogród przed domem i w nim też zawsze coś trzeba robić. Mój mąż jest aktywny sportowo i mamy też jego znajomych.
Chodzę na wszystkie warsztaty jakie są u nas robione bo to jest coś nowego, coś się tam tworzy zawsze i nieważne czy wyjdzie czy nie. Na przykład, u nas jest kółko teatralne, pisanie ikon, tworzenie stroików, robienie makram ze sznurka. Ludzie muszą wiedzieć, ze jak dostają coś od kogoś zrobione własnoręcznie to jest czas tej osoby ale też myśli, serce, umysł twórczy. Ja jak maluję to mam też swoją ulubioną muzykę, która mnie wycisza.
Zauważyłam też na tych spotkaniach, że bardzo ważne są spotkania z psychologiem, jak wiele pań na emeryturze potrzebuje takiego wsparcia. Każdy ma swoje problemy ale często tego nie widać. I czasami jak się któraś z nas otworzy, to problemu się nie rozwiąże, ale ile daje to „wygadanie” się.
Jak tak słucham co Pani robi, to zastanawiam się kiedy ma Pani na to czas?
Jak byłam młodsza to szłam z domu poboczem na autobus, obładowana rzeczami do malowania i wszystko dlatego, ze chciałam malować. Teraz mąż mnie zawozi. Zaletą mojego malowania jest to też, że jak przyjeżdżają do mnie wnuki, to u mnie też malują, stają przy sztalugach, mają prawdziwy pędzel itd. Czasami też przywożą mi to co dla mnie namalowali i to są dla mnie najpiękniejsze obrazy. Kiedyś przychodziły też do mnie dziewczynki z wioski malować.
Spotkałam też kiedyś w sanatorium człowieka, który pięknie opowiadał o swoim tańcu, że uczy się tańczyć tango. Namalowałam temu Panu obraz jak ludzie tańczą tango, znalazłam go na Facebooku i mu wysłałam. On był bardzo szczęśliwy, że mu namalowałam obraz, bardzo mi dziękował. W sanatorium malowałam na korytarzu, ponieważ pokoje były małe, i tam ludzie do mnie podchodzili i opowiadali o swoich pasjach. Inny Pan opowiadał mi np. o grze na gitarze. I w tych wszystkich opowieściach czuć było pasję. Ludziom brakuje towarzystwa żeby opowiedzieć komuś o swoich pasjach.
Jak z Panią rozmawiam to czuć jak Pani żyje pełnią życia. I czasami jak patrzę na swoich znajomych to oni tak nie żyją jak aktywni seniorzy na emeryturach.
Wersja PDF: J. Szalimow
Cykl wywiadów powstał ramach projektu „Centrum Aktywności Concordia+” dofinansowanego ze środków otrzymanych od Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej w ramach programu wieloletniego na rzecz Osób Starszych „Aktywni+” na lata 2021–2025 – edycja 2022.