Maria Satała
rozmowa z córką Ewą Satałą
Czym się Pani mama zajmowała?
Mama była nauczycielem matematyki i wychowała pokolenia. Na korepetycje, pod koniec jej kariery jako nauczycielki, przechodziło już drugie pokolenie, uczennica mamy przyprowadzała swoje dzieci.
Mama urodziła się w 1943 roku, pochodziła ze Śląska, skończyła liceum pedagogiczne. Ponieważ od zawsze wiedziała, że chce uczyć, więc poszła na studia matematyczne. Miała nawet propozycję, żeby zostać naukowcem, bo podobno była tak genialnym matematykiem- mówię podobno, ponieważ po jej śmierci opowiadały mi to jej koleżanki. Ona się nie widziała w pracy jako naukowiec, chciała mieć kontakt z uczniami, chciała nauczać. Miała misję i bardzo się angażowała w to co robiła.
Na początku mama kilka lat pracowała w Kamieniu Pomorskim i jak w Goleniowie powstało liceum, to od początku tu przeszła i pracowała ponad 30 lat.
Szkoła była jej drugim domem, a może nawet i pierwszym. Tam się odnajdywała, żyła tym co się działo w szkole, kochała to co robiła.
Mama najczęściej miała lekcje w klasach matematyczno- fizycznych, gdzie dla części osób matematyka była prosta, a dla części niekoniecznie. Mama najbardziej cieszyła się, jak na przykład uczniowi z słabej trójki udało się dostać mocną trójkę, to z radości skakała razem z uczniem. Ona doskonale wiedziała, ile taki uczeń musiał włożyć pracy w to, aby otrzymać lepszą ocenę. Potrafiła się też dostosować do różnego poziomu w klasie, zawsze pytała trochę słabszych uczniów czy nadążają, a jeżeli nie to mają mówić.
Jakim nauczycielem była mama?
Moja mama nie lubiła bałaganu i w tym, co dziś się dzieje w szkolnictwie, ona by się nie odnalazła. Dla niej ważne było, aby poza kontaktem z dzieckiem, mieć też kontakt z rodzicem. Będąc wychowawcą wiedziała, że ważne jest trzymanie z rodzicami jednej wspólnej strony oraz, że bez rodziców czasami niewiele może zdziałać. Umiała rozmawiać z dziećmi i ich rodzicami, miała też wśród nich poważanie.
Mama jak była wychowawczynią klasy, to doskonale wiedziała wszytko o swoich wychowankach, wiedziała co się w ich domach dzieje. Jedna z mamy wychowanek mówiła mi, że moja mama pomagała jej kiedyś nawet finansowo. Jak trzeba było to rozmawiała z nimi ile trzeba, ich spotkania nie ograniczały się do godziny wychowawczej. Uczeń nigdy nie był dla niej tylko numerem w dzienniku.
Była kobietą słusznej postury ale nie było dla niej problemem, żeby z klasą jechać w góry, na biwak pod namiot. Nigdy nie stwarzała problemów. Pomagała też dzieciakom zarabiać pieniądze i na przykład po lekcjach, chodziła z klasą do tartaku gdzie oni dorabiali. Mama zbierała im te pieniądze na książeczce SKO i później mieli pieniądze klasowe na wycieczki.
Jeżeli mama widziała, że uczniom zależy na ocenie i chcą poprawić, to ona miała wyznaczony jeden dzień w tygodniu kiedy przychodziła do szkoły o 7 rano, właśnie po to, aby uczeń w spokoju mógł poprawić ocenę. Jak trzeba było to zostawała też po godzinach, prowadziła także kółko matematyczne.
Jak przychodziły nowe roczniki do szkoły, to od razu na początku mama robiła im sprawdziany, nie po to aby postawić ocenę, ale żeby wiedzieć jaki jest poziom nowych uczniów i gdzie ewentualnie są jakieś braki, bo byli z różnych szkół.
Często było tak, że uczniom mojej mamy szło u niej średnio, ale jak poszli dalej na studia, to bez problemów zdawali egzaminy z matematyki. Jak mama uczyła to starała się każdy typ zadań przerabiać, żeby oni nie byli zaskoczeni jak przyjdą na maturę, egzaminy.
Ukochane stwierdzenie mojej mamy: licz, licz, trening czyni mistrza.
Mama była znaną osobą w Goleniowie.
Jak się szło z mamą ulicą, to cały czas ktoś mówił dzień dobry, nie można było spokojnie przejść przez ulicę. Mam lubiła mieć kontakt ze swoim uczniami po zakończeniu nauki w szkole, więc jak spotykała np. rodzica to rozmawiałam o tym co słychać u jej ucznia. Mama o swoich uczniach mówiła, ze to są jej dzieci, dlatego się śmieję czasami, ze mam dużo rodzeństwa.
Uczniowie, z którymi mama miała jakiś kontakt wiedzieli, że drzwi jej domu są dla nich zawsze otwarte. Bywało tak, że wracałam do domu, a tu jakiś obcy mężczyzna czy kobieta siedzą.
A jak to było być córką nauczycielki?
Ciężko, bo nic nie mogło mi nie pójść, nie mogłam uciekać na wagary. Jak się tak zdarzyło, że coś poszło nie tak, to zanim wróciłam do domu, mama już o tym wiedziała.
Mama uczyła mnie też matematyki w domu, na przykład uwielbiałam liczyć ułamki, bo tak mi je dobrze wytłumaczyła, a że uczyła mnie ich liczyć na czekoladzie, to tym bardziej chętnie się ich uczyłam.
Mimo, że Goleniów jest mała miejscowością, to miało bardzo dobre liceum z bardzo dobrą kadrą, uczniowie brali udział w licznych olimpiadach. W czasach pracy mamy, nauczyciele w większości pracowali w szkole z powołania, chcieli poświęcać czas swoim uczniom, rodzice uczniów mieli też inne podejście do szkoły i nauczycieli niż współcześnie.
Miała Pani z mamą lekcje?
Raz miałam z mamą zastępstwo, rozmawiałam na lekcji z koleżanką i mama kazała mi iść do tablicy rozwiązać zadanie. Nie umiałam tego zrobić, dostałam dwóję i potem w domu miałam pogadankę z mamą.
Natomiast mój brat chodził do klasy matematyczno – fizycznej i całe cztery lata miała z mamą matematykę, także dostał kiedyś dwóję.
Mama traktowała swój przedmiot poważnie i tego też oczekiwała od uczniów, żeby ją i przedmiot traktowali poważnie.
Mama nie lubiła spóźniania się. Jak klasy dostawały plan, to każdy sprawdzał czy ma matematykę na pierwszej lekcji. Mama potrafiła zamykać drzwi na klucz, sprawdzała obecność, następnie wpuszczała tych spóźnionych, wstawiałam im spóźnienia i odpytywała. Któregoś razu spóźnił się też mój brat, musiał odpowiadać i dostał dwóję.
Czasami też inni pytali się mnie jaki jest sposób na moją mamę. Zawsze odpowiadałam, ze trzeba się tylko uczyć, nie kłamać, nie oszukiwać, trzeba być uczciwym. Mama zawsze mówiła uczniom, że trzeba prawdę mówić. Miała też taką sytuację, że uczennica przy tablicy zapytała ją prawda czy kłamstwo, mama oczywiście, że prawda. Dziewczyna powiedziała, że zabalowała i nie jest przygotowana. Mama się tylko uśmiechnęła i powiedziała, chciałam prawdę to mam.
Nie lubiła kombinowania.
A co mama robiła w czasie wolnym?
Mama jak miała czas wolny po pracy, to brała zbiór zadań i sobie go liczyła.
Jak mama dostała jakiś nowy podręcznik, zbiór zadań to ona brała sobie ciastka, paluszki, zamykała się w sowim gabinecie w domu i liczyła zadania. Nie poszła spać, póki nie przerobiła zadań. Jak miała nowy podręcznik to wszystko od pierwszej do ostatniej strony przeliczała sama w domu. Następnie mówiła uczniom, które zdanie ma zły wynik, złą treść itp. Wyłapywała każdy błąd w książkach.
Jak brat przyjeżdżał ze studiów to mama z nim rozmawiała o matematyce, co miał na zajęciach. Ich rozmowa wyglądała jak mecz tenisowy.
Kiedy mama przeszła na emeryturę?
Mama jak osiągnęła wiek emerytalny to nadal pracowała, ponieważ umysł miała jeszcze bardzo sprawny. W pewnym momencie na emeryturę przeszedł mój brat, który jest wojskowym i wówczas uznała, że jak już syn jest na emeryturze, to chyba nie wypada jej pracować.
Co mama robiła na emeryturze?
Udzielała korepetycji, bo nie mogła bez tego żyć.
Jeszcze w sobotę udzielała korepetycji, a odeszła w niedzielę. Jak aktorzy odchodzą na scenie, tak mama też odeszła na scenie.
Na pogrzebie mamy były tłumy ludzi, tak jak pokazują w telewizji, jak odchodzi jakaś znana osoba, gwiazda.
Cieszę się i jestem dumna, że moja mama miała taki szacunek i poważanie wśród ludzi.
Na 40-lecie Liceum mama została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Poproszono mamę o wyjście na scenę i po uhonorowaniu jej tym odznaczeniem wszyscy bili jej długo i bardzo głośno brawa. Stała tam taka skromna, zawstydzona, leciały jej łzy wzruszenia. Mama nigdy nie zabiegała o zaszczyty, jej zależało tylko na „jej dzieciach” – uczniach. Oddawała im i matematyce całe swoje serce.
Wersja PDF: Maria Satała
Cykl wywiadów powstał ramach projektu „Centrum Aktywności Concordia+” dofinansowanego ze środków otrzymanych od Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej w ramach programu wieloletniego na rzecz Osób Starszych „Aktywni+” na lata 2021–2025 – edycja 2022.